Witajcie!
Tak, wiemy, że od świąt nie pojawiło się tutaj nic, kompletna cisza, pustka aż bida piszczała. Ale cóż poradzić, ów rok był wyjątkowo specyficzny dla wszystkich autorek bloga - zupełnie, jak gdyby historie naszych postaci wpłynęły na nasze życia, przewracając je do góry nogami ^^
W sumie, to czuję się po części winna temu wszystkiemu... Po pierwsze, wciągnęłam je w tworzenie bloga. Po drugie, nie było mnie przy nich wtedy, gdy być powinnam. Po trzecie - one shot, który pokazuje się dziś, o poranku tuż przed wigilią Samhainu, miał zostać opublikowany rok temu. Zaczęłam go pisać przeszło dwanaście miesięcy temu i początek był wesoły, ale potem wena zrobiła swoje - usunęłam to, co stworzyłam i zaczęłam od nowa. Pogrążyłam wszystko w tak dużej zadumie, że czuję się, jakbym rzuciła w ten sposób czar na ten nasz dziwny rok.
Przepraszam was za to, dziewczęta.
Ale dziś odpokutuję to, co wykrakałam w październiku '14. Niech ten tekst, w którym zaklęłam poniekąd nasz całkowicie zwariowany rok, będzie jak furtka do nowej przyszłości, którą napiszemy wspólnie, tak, jak powinnyśmy.
Życzę wszystkim udanego świętowania Wigilii Wszystkich Świętych. Oby żadne duchy was nie nękały.
A może raczej... by żadni ludzie was nie nękali. Duch nic zrobić nam nie może, za to żywa osoba... Cóż, biorąc pod uwagę temperament dziewczyn z Eternal Dream i niesamowitych młodych kobiet, które stoją za ich plecami i nimi kierują, bardziej radziłabym bać się tych żywych właśnie ;)
Wesołego Halloween!
Halloween,
Wigilia Wszystkich Świętych, Dziady, Samhain. Wiele nazw, różne
obchody, ten sam dzień. Dla tych, którzy używają nazwy Halloween,
dzień ten jest w domyśle wesoły, polega na przebieraniu się za
różne straszne istoty i chodzeniu po domach z hasłem "Cukierek
albo psikus". A każdy porządny człowiek powinien podarować
takim zjawom słodycze, by uchronić się przed żartem. Tradycja ta
nawiązuje do niegdysiejszego przekupywania istot nieczystych, by
dały spokój ludziom. Obchody Wigilii Wszystkich Świętych zgoła
wyglądają podobnie, aczkolwiek często tą nazwę nadają 31
października księża, chcąc, by ich owieczki nie dały się
wciągnąć w szatańskie zabawy, jak to zwykli nazywać zabawy
Halloweenowe i tym podobne. Jednak tutaj ten dzień powinien być
odrobinę spokojniejszy, aczkolwiek wciąż wesoły, jest coś na
zasadzie radości, że nasi bliscy mają już spokój po tamtej
stronie. Dziady były dla Słowian dniem, w którym przywoływali oni
zbłąkane dusze, które nie zdołały wejść do nieba i w ten dzień
dostawały od żywych to, co było im potrzebne by odpokutować winę
i wydostać się z naszego świata.
Samhain
jest za to praktycznie całkowitą przeciwnością wymienionych
powyżej przykładów. Jest to najważniejsze ze świąt celtyckich.
Ponoć w ten dzień, dusze zmarłych w ostatnim roku i mających się
dopiero narodzić dzieci, schodziły na ziemię, by zamieszkać w
ciele jakiegoś człowieka do czasu, aż duch będzie mógł odejść.
W ten dzień gaszono paleniska, kaganki i pochodnie, wystawiano na
zewnątrz jedzenie, zaś ludzie ubierali się łachmany, by żaden
duch nie zechciał się zatrzymać w ich ciele. Ja, żyjąca w XXI
wieku istota, patrzę na ten dzień odrobinkę inaczej. Obchodzę ten
dzień trochę tak, jak to świętowali go wampirzy uczniowie z sagi
"Dom Nocy". Streszczając słowa autorek pierwszego tomu,
"Naznaczonej", jest to dzień, w którym granica pomiędzy
światem żywych a umarłych się zaciera, jest tak cienka, że
wystarczy odrobinka nieostrożności bądź szczęścia, by ją
przekroczyć, co niekoniecznie się dobrze kończy. W ten dzień
kończył się niejako stary czas i rozpoczynał nowy, zaś uczniowie
składali podziękowania czterem żywiołom oraz duszom, gdyż był
to jedyny dzień w roku, w którym można było spotkać się z
duchami niemalże twarzą w twarz. Nie ważne, czy duch ów był
dobry czy zły, znajdował się w niebie czy też piekle – można
było przyzwać każdego, bez wyjątku. A to, jak takie przyzwanie się
zakończy, było już zupełnie inną kwestią.
Cała
czwórka – a w zasadzie piątka, jeśli wliczyć w to Gordona –
miała wyjątkowo parszywą przeszłość. Różne problemy z prawem,
utrata bliskich, prześladowania, brak kogoś, go kogo można byłoby
otworzyć usta... Niezbyt miłe jest takie życie, nie uważacie? Tak
czy siak, głównie z tego powodu, za każdym razem, gdy zbliżał
się ten dzień, czarodziejki
stawały się dużo cichsze niż zazwyczaj, bardziej zadumane, aż do
apogeum w Samhain, gdy praktycznie nie rozmawiały w
ogóle. Każda zakopywała
się pod lawiną własnych wspomnień, nawet, jeśli tego nie
chciały. Acrimonia tonęła
w tamtym dniu, Haru wspominała cały ogrom swoich zleceń. Rzeczy
zalewające umysł Amy i Alice były do siebie odrobinkę podobne;
blondynka wspominała samotne dzieciństwo i swoich nieszczęsnych
ukochanych, zaś Smocza Zabójczyni cierpiała w milczeniu
wspominając swojego jedynego ukochanego, i tak jak przyjaciółka,
myśląc o samotności, w której przeżyła długi okres z życia.
To przykre, ale miłość, która powinna najbardziej człowieka
grzać, jednocześnie potrafi wpędzić go w największe załamanie,
skopać i zostawić na pastwę losu...
Do
diabła, kobieto, przejdziesz do meritum, czy planujesz zostać w tym
durnym wstępie?!
No już, już! Muszę zbudować wstęp, by było wiadome o co chodzi
i w ogóle.
Pff,
tak sobie wmawiaj.
Tak czy inaczej, dla członkiń Eternal Dream data 31 października
była synonimem słowa 'cisza absolutna'. I byłaby nią nadal, gdyby
nie pewna starsza pani...
Błękitnowłosa szła sobie jedną z uliczek jakiegoś spokojnego
miasteczka, w którym się zatrzymały, z dłońmi w kieszeniach i
głową w chmurach, gdy w pewnym momencie ktoś złapał ją za
rękaw. Już miała zaatakować, gdy jej spojrzenie padło na
starowinkę o ciepłym wyrazie twarzy i trosce w oczach. Dziewczyna
zatrzymała się.
-Mogę pani w czymś pomóc? - spytała po chwili krępującego
milczenia. Kobieta wpatrywała się w nią wyblakłymi, błękitnymi
oczami.
-Dziecko, ty cierpisz – powiedziała tylko, wprawiając tym w
lekkie osłupienie Alice. Ta odruchowo uniosła brew ku górze.
-Ja?
- spytała nieco głupio, jednak nieznajoma zdawała się tego już
nie usłyszeć. Sięgnęła
do swojego niewielkiego straganiku, wyciągnęła spod lady koszyk z
suszoną białą lawendą, nagietkami,
czerwonymi goździkami,
świecami, kadzidłami i różnymi
innymi dziwnymi rzeczami, a także jakąś
książką. Całość
wręczyła zaskoczonej nastolatce.
-Weź. Da ukojenie waszym młodym duszyczkom... Pomoże. Tylko
wykorzystajcie mądrze.
-Ale co to jest? Skąd pani...
-Kocha cię – przerwała jej starowinka, ściskając swoją drobną,
wysuszoną, pomarszczoną dłonią wolną dłoń dziewczyny,
zupełnie, jakby ta była jej małą wnusią. -Pilnuj się, dziecko.
Czuwa – i uśmiechnąwszy się ciepło puściła dziewczynę,
podchodząc do straganu. Błękitnowłosa spojrzała na zawartość
koszyka ze zmieszaną miną.
-Naprawdę nie trzeba było... nawet nie wiem, co z tym zrobić...
poza tym, powinnam pani zapłacić! - Dreyarówna spojrzała w
miejsce, gdzie stał straganik...
Ale ani straganu ani kobiety już nie było.
Alice zrobiła wyjątkowo głupią minę i zaczęła się rozglądać
wokół, a gdy nie znalazła kobiety, pognała niczym strzała do
niewielkiego motelu, w którym się zatrzymały.
Ja
bym chyba zawału dostała, gdybym z kimś rozmawiała i ten ktoś
nagle by zniknął wraz z takim dużym straganem...
Ja też... no ale przecież to jest Alice. Ona reaguje niestandardowo
na wszystko, trudno się po niej czegoś spodziewać, bo i tak zrobi
wszystko inaczej.
Tak czy siak, wpadła zdyszana, z koszykiem przyciśniętym do klatki
piersiowej i lśniącymi oczami, do pokoju, w którym siedziały
dziewczyny, rozpakowując swoje rzeczy. Plecak Alice leżał obok
idealnie zaścielonego łóżka niemal nietknięty. Cała trójka
spojrzała na nią z niezrozumieniem; Gordon leżał na pościeli Amy
i wgryzał się właśnie w jabłko.
-Normalnie nie uwierzycie! - niemal krzyknęła Smocza Zabójczyni,
wyrównując powoli oddech. Acri uniosła brew w lekkim zwątpieniu.
-Gadałaś z duchem? - spytała, a słowa te zabrzmiały wyjątkowo
chłodno, jednocześnie wywołując swego rodzaju spięcie w
przyjaciółkach. To słowo mogło być używane na co dzień, ale
tego jednego, jedynego dnia, działało trochę jak paralizator.
-Mam coś na wieczór – odparła po chwili ciszy, już bez
jakichkolwiek emocji bądź ekscytacji. Wszystko z niej po prostu
wyparowało, jakby to słowo przesiąknięte ironią wyczyściło
wszystko, co było zapisane na tablicy jej serca. Postawiła swą
zdobycz na stoliku pośrodku pokoju i usiadła na jednym z krzeseł
prawie jak facet, by rozsznurować buty.
Blondwłosa piękność natychmiast podeszła, by przejrzeć
zawartość koszyka. Wyciągała po kolei ukryte w nim rzeczy, by
następnie wydobyć jakąś karteczkę.
-Oh, spójrzcie! Tutaj jest jakaś instrukcja! - oznajmiła
podekscytowana. Rozłożyła ją i odchrząknęła, by następnie
przeczytać ją na głos.
Zanim cokolwiek zrobicie, wspomnijcie tych, którzy na to
zasłużyli. Przypomnijcie sobie twarze tych, którzy pojawili się w
waszym życiu i odegrali największą, choć krótką rolę.
Pomyślcie o tym, że ich boli wasze cierpienie. Spalcie białą
szałwię, oczyśćcie się jej dymem, pozwólcie mu wypełnić wasze
wnętrza i ukoić wszystko, co dotąd w was szalało...
Dym z roślinki unosił się po pokoju, otulając szczelnie
dziewczęta oraz Gordona, który także pogrążył się w nostalgii.
Za oknami już dawno zaszło słońce i mrok nocy ułatwiał ukrycie
łez i wszystkich tęsknych spojrzeń, padających na żarzący się
krzaczek w dłoni Acrimoni. Sama fioletowowłosa ściskała go z
całych sił, zaciągając się zapachem tylko po to, by nie dać
łzom spłynąć po bladych policzkach.
-Dlaczego to tak dłu... Auć! - jęknęła Haru, kopnięta w kostkę
przez blondynkę, która wydawała się być wyjątkowo mocno
skupiona na całości. Jednak nie bardziej niż Alice, do której
nawet nic nie dotarło. Oczywiście do chwili, w której zielonowłosa
nie straciła równowagi i na nią nie poleciała.
-Znowu na mnie lecisz?! - wydarła się na przyjaciółkę, a ta,
zamiast wstać, dźgnęła ją palcem w policzek.
-Nie moja wina, że ciągle stoisz mi na drodze! Poza tym, Amy mnie
popchnęła.
-Wcale cię nie popchnęłam.
-Racja. Nie popchnęłaś, tylko kopnęłaś?!
-Gdybyś się nie odezwała, to nic by się nie stało!
-Może zanim zaczniecie się kłócić, to zejdziesz ze mnie
łaskawie, durna trawo?!
-Nie jestem durną...
-Jak mniemam, jesteście już oczyszczone... - przerwała głośno i
wyraźnie Lorelei, mając już tik nerwowy, polegający na drgającej
brwi. Wąskie usta zacisnęła w jeszcze węższą linię, a
dziewczęta widząc jej minę, natychmiast się uspokoiły i wstały.
...A gdy już zobaczycie ich oczyma wyobraźni, niech każda
weźmie zapałki i zapalcie wszystkie świece, rozstawiając je po
pokoju. Zaś ostatnią, tą śnieżnobiałą, postawcie na chuście
na samym środku pokoju. Jej blask przegoni wszystkie troski i cały
ból, który nie daje wam spokojnie żyć...
Niewielkie, jasne płomyki zaczęły zajmować swoje miejsca w całym
pomieszczeniu, zaś dziewczyny dbały o to, by ich blask nie padał
na twarze. Były zbyt rozemocjonowane i nie chciały, by którakolwiek
z ich towarzyszek to dostrzegła. Przyjaźniły się, ale każda
wolała swój ból zachować dla siebie, zupełnie, jakby więź je
łącząca była tylko zwyczajnym, nic nie znaczącym powiedzonkiem.
W pokoju zaczęło się robić nieco cieplej i przytulniej, wypełniał
go zapach spalonej szałwii, zaś przez okno wpadał blask księżyca.
Dziewczęta usiadły w kręgu, przy którym wcześniej pozostał
tylko Gordon, zbyt zamyślony by zauważyć, iż czarodziejki
cokolwiek zrobiły.
...Skupcie się. Wyobraźcie sobie, że wasze cierpienie jest jak
łańcuch dla waszych najbliższych. Ciąży im i nie pozwala
spokojnie odejść. Odetchnijcie głęboko i pozwólcie im odejść,
zerwijcie kajdany uczuć. One już nie dotyczą zmarłych...
Cisza, którą wypełniał jedynie odgłos cichego szemrania ognia i
spalającego się wosku. Przed oczami członkiń Eternal Dream
przemykały wspomnienia, twarze najbliższych. Widziały te łańcuchy,
które niczym kotwice trzymały je w przeszłości, nie pozwalające
iść dalej. Jedna po drugiej, z bólem na twarzy, dziękowały za
tamten darowany im czas i prosząc o spokojną przyszłość
przecinały więzy. Kamienie powoli spadały z ich serc w przepaść,
uwalniając je od tego, co je nękało.
Dopiero wtedy otworzyły oczy, spoglądając na swoje przyjaciółki.
...Uwolnienie najdroższych zmarłych jednak nie oznacza odcięcie
się od uczuć. Macie kogo nimi obdarzać, a nikt tak dobrze was nie
zrozumie, jak wasze przyjaciółki. Otwórzcie się na nie, bo tylko
razem możecie zajść tam, gdzie nie dotarł nikt. Pamiętajcie o
tym, dziewczęta z Eternal Dream!
Nagle okno otwarło się gwałtownie, poruszone potężnym podmuchem
wiatru, który pogasił wszystkie świece. Dziewczyny chwilę
siedziały w ciszy, by następnie roześmiać się, rozbawione swoimi
przerażonymi minami.
PS Gomenesai, że takie krótkie. Następny rozdział powinien być odrobinę bardziej rozbudowany i myślę, że weselszy - a jeśli nie weselszy, to przynajmniej maszyna pójdzie w ruch, wpędzając wędrowną gildię Eternal Dream w prawdziwy wir akcji!